Uczta. Niezwykłe filmowe żarcie. Przeżycie niemal religijne. Tylko dla miłośników czarnych owoców.
Wolę się spalić i oglądnąć How High, Żółtodziobów, Las Vegas Parano albo Nagie Bronie, przy tym filmie była by tylko strata zioła:P:P:P:P
Mimo wszystko, strata chyba nie? :)
A jednak coś w tym jest, kiedy byłem kilkanaście lat temu na jednorazowym pokazie "Kucharza" w kinie, w promieniu paruset metrów czuć było właściwy zapach, bo co kawałek stały grupki "konsumentów", którzy "przygotowywali się" do seansu. Tylko na specjalnym pokazie "Hair" widziałem więcej smażących kinomanów, ale to było z 25 lat temu i były to czasy "pół-legalki" bo nikt nie kumał o co biega z "tymi papierosami".
Byłem ćwierć wieku temu na seansie "Kucharza(...)" w warszawskim kinie "Skarpa". Było podobnie :) Sam też się do tego zapachu przyczyniłem.
Potem kilka razy oglądałem ten film już "bez" i nadal podoba mi się tak samo. Zresztą uwielbiam Greenawaya w każdym wydaniu. Dla mnie często przekaz, myśl twórcy są równoważne a nawet mniej istotne niż forma. U Greenawaya to właśnie forma jest dla mnie "tym czymś". Mogę nie zrozumieć idei reżysera, ale forma powala mnie na kolana.
Ha, ha.. czyli te seansy wyglądały wszędzie podobnie ;)
Tak, forma w tym filmie ma bardzo duże znaczenie.
To piękny obraz, a właśnie dziś wieczorem będę go oglądał na DKFie (i duzym ekranie) ! :)
"- Kiedy przygotowujesz menu, to jak wyceniasz każde danie?
- Najdrożej cenię wszystko, co jest czarne. Winogrona, oliwki, czarną porzeczkę. Ludzie lubią przypominać sobie o śmierci, jeść czarne jedzenie, to jak konsumować śmierć, to jak powiedzieć, "Śmierci, pożeram ciebie". Czarne trufle są najdroższe. I kawior. Śmierć i narodzenie. Koniec i początek. Nie sądzisz, że to właściwe, że najdroższe pozycje są czarne? Wyceniamy też próżność. Dania dietetyczne mają dodatkową marżę 30%. Afrodyzjaki 50%."
Oglądałem, nie mówię, że jest słaby, bo ciekawa stylistyka i wykonanie wnętrz w nim występuje aczkolwiek dupy nie urywa, ten teatralny image najbardziej odrzuca...
Czy mógłbyś lub ktoś z szanownych dyskutantów, rozwinąć temat? Interesuje mnie nieco "głębsza" opinia, niekoniecznie wyrażona jednozdaniowymi ochami i achami ;P. Niestety, ale jakoś te wasze opinie nie porywają, a kojarzą się mocno z konformistycznym zachwytem nad dziełem, które niekoniecznie zostało zrozumiane. Nikogo nie chcę obrażać, ale brak mi tu po prostu choć paru argumentów lub głębszych refleksji.
No jest jak kawior. Czyli ma tak wysublimowany smak, że jedni będą się spuszczać nad tym jakie to nie jest pyszne i wspaniałe i zapłacą za to każdą cenę, a dla innych będzie niedobry, a co najmniej nijaki i nie zjedzą tego za darmo nawet jak będą głodni. Zaliczam się do tych drugich, więc raczej nie zachęcę do obejrzenia tego dzieła. Jest dla mnie nudne, zbyt artystyczne, taka sztuka dla sztuki, nie wciągnął mnie, nie zainteresował, nudził i kompletnie nie rozumiem co miał do przekazania/pokazania.
Dodam jeszcze, że film był za bardzo teatralny, taki sztuczny trochę, jak by poszło się do teatru na jakąś sztukę, jedynym plusem, była sceneria i dopasowywanie się kostiumów do koloru ścian...
"(...) aczkolwiek dupy nie urywa (...)". Mnie urwało. Mam wrażenie, że od pierwszego obejrzenia "Kucharza, ..." chodzę bez dupy :D Ale było warto ...
No mnie nie porwał, każdy ma inny gust i inne poczucie humoru, nie dałem mu także oceny jeden jak jakiś troll, myślę, że 5/10 jest adekwatną oceną tego filmu wg mojego poczucia humoru, ciekawy ale to nie to co lubię, wolę np. "Jabłka Adama" czy "Kiedy świnie mają skrzydła" z tych "specyficznych" filmów...